piątek, 4 listopada 2016

1| kiedyś zrozumiesz

Dorcas Meadowes była całkiem wysoką i zgrabną siedemnastolatką. Jednak jej ramiona wyróżniały się szerokością, a ręce pokrywało kilka blizn.
Jej czerwone, pełne usta zakrywały śnieżnobiałe, lekko przyduże zęby. Brązowe włosy tworzyły zasłonę dla pięknych uszu, a także kilku małych krostek. Blade policzki przykrywały liczne piegi, jednak były dla niej zaletą. Od zawsze była jedną z piękności szkoły, jednak czasami czuła się z tego powodu głupio. Wiele dziewcząt jej nie lubiło, a równie wiele uważało, że jest pusta.
Westchnęła.
Miała kompleksy. I to całkiem sporo. A to za szerokie uda, a to niekształtne, żylaste stopy. Czy jedynie ona to dostrzegała? Nie. Jej były chłopak też to zauważył...
Obecnie leżała na łóżku i patrzyła, jak jej przyjaciółka krząta się przy cynowym kociołku. Przeciągała się i ziewała, ale jej współlokatorka nie zwracała na nią uwagi. Rudowłosa całkowicie skupiła swą uwagę na gotującej się miksturze.
Dlaczego Lily woli te durne eliksiry od niej?
Głośno przeklęła i wtuliła się w ciepłą poduszkę. Evans nadal nie zwróciła na nią najmniejszej uwagi.
Dorcas przez chwilę zastanawiała się, dlaczego ona i ta rudowłosa dziewczyna są przyjaciółkami. Potem musiała sobie przyznać w duchu, że ona też nie jest idealna w kontaktach z ludźmi, a już szczególnie tymi wybitnie mądrymi i inteligentnymi. Bardzo lubiła swoją współlokatorkę, ale uważała, że zielonooka przesadza z nauką.
Owszem, odrabianie pracy domowej to normalna rzecz, ale dodatkowe zajęcia z eliksirów? Najdziwniejszym było to, iż Lily uczęszczała na nie jedynie z tym obleśnym Śmierdziusem.
Dorcas czasami naprawdę nie rozumiała swojej przyjaciółki, jednak szczerze ją uwielbiała i była jej do bólu oddana.
Szatynka zmrużyła błękitne oczy. Jej pozostałe koleżanki z pokoju, rozeszły się na randki i na inne spotkania, a ona nie miała co robić. Przecież nie będzie się uczyć teraz, kiedy jest tak nudno. Momentami myślała o odwiedzeniu Huncwotów, ale nie miała ochoty na dziwaczne spojrzenia Petera (szczególnie kierowane w stronę jej klatki piersiowej) i głupie uwagi Pottera. Była prawie pewna, że zacząłby pytać o dziewczyny, a Black (jak zwykle) wyszedłby z pokoju trzaskając drzwiami. Dorcas nie wiedziała jak ma to rozumieć. Czy Syriusz tak lubi Jamesa, iż jest zazdrosny o wszelkie inne okazy gatunku ludzkiego?
Na Merlina... Jak jej się nudziło...
- Chyba mi nie wyszło – stwierdziła Rudowłosa i zmarszczyła czoło.
Szatynka pośpiesznie wstała (Lily w końcu się odezwała!) i podeszła do swojej najlepszej przyjaciółki. Zatrzymała swój wzrok na zielonym, bulgoczącym płynie.
- Rzeczywiście – przyznała ze zdziwieniem (i ekscytacją, że ma okazję do rozmowy). Jej oczy prawie wyszły z orbit, bo Lily pracowała nad tym eliksirem w pełnym skupieniu, a ona prawie nigdy się nie myliła. No dobra, może częściej niż prawie nigdy.
Sceptycznie powąchała dzieło przyjaciółki, z nadzieją spojrzała na podręcznik i ujęła dłonie dziewczyny, lustrując je dokładnie.
- Masz mydło pod paznokciami – oznajmiła i odgarnęła włosy z twarzy.
Pokazała jej kawałki białej kostki, a jej Lily odetchnęła z ulgą. Więc to tylko mydło zepsuło jej pracę. Już się bała, że źle coś przeczytała, a przecież za kilka miesięcy mają testy. Dlatego należy ćwiczyć czytanie ze zrozumieniem.
- Dobra, spróbuję jeszcze raz – powiedziała. – Ale ty też powinnaś poćwiczyć.
Dorcas wzruszyła ramionami, ale się jej twarz rozjaśnił sugestywny uśmiech.
- Ostatnio jesteś jakaś rozkojarzona, Evans – powiedziała.
Nawinęła włosy na długi palec.
- Aha - mruknęła Lily wlewając do kociołka wodę. Nie miała ochoty na kolejną rozmowę z przyjaciółką o tym, że powinna więcej imprezować, albo znaleźć partnera na bal.
- Zastanawiałam się – kontynuowała niewinnie Meadowes. – Czy poznałaś jakiegoś przystojniaka?
Zielone oczy patrzyły na Dorcas z oburzeniem. Lily wytarła dłonie w czarną szmatkę. Wyjęła drewnianą łyżkę z fioletowego pudełka ozdobionego parą niebieskich kur (swoją drogą, Peter ma ciekawy gust). Zaczęła mieszać gotującą się substancję.
- Możesz sobie myśleć co chcesz, ale chłopaków mam powyżej uszu – odpowiedziała z politowaniem. – Ale ty zawsze... - przerwała zagryzając wargę, bo się oparzyła.
- Co niby? – ponaglała niecierpliwie Szatynka. Każda nowa sensacja byłą jej na rękę, bo naprawdę czuła się niemiłosiernie znudzona. Na śmierć. Mogłaby nawet poczytać te głupie czasopisma o problemach miłosnych albo pójść na jakąś stypę (zawsze była ciekawa jak Bezgłowy Nick czuje się na takich typu imprezach).
- Ty zawsze tylko o tych błahych sprawach... – kontynuowała Lily.
- Jakich błahych sprawach? – Zdziwiła się Gryfonka. Okrążyła stolik, przy którym Rudowłosa pracowała i stanęła na przeciwko niej.
- No... – Lily wsypała kolejny składnik do kociołka. – O chłopakach... I to głównie twoich...
Meadowes fuknęła i skrzyżowała ręce.
- Co masz na myśli?
- To nie jest ważne – powiedziała Czarownica – Powinnyśmy zająć się testami...
Szatynka pokręciła głową.
- Miłość mojego życia jest ważnym tematem - oświadczyła rozzłoszczona.
- A możesz mi przypomnieć, kto jest nią obecnie? – zapytała Lily i spojrzała na nią pobłażliwie.
Dorcas natychmiast się rozchmurzyła.
- Jack jest uroczy – odpowiedziała rozpromieniona. – Bardzo się stara...
- Paul także był uroczy... – zakpiła Evans, dolewając czarny płyn.
- Ale się nie angażował...– rzekła Meadowes.
- Nie angażował się – mruknęła Lily – Po tym jak go rzuciłaś, przez trzy dni nie chodził na treningi Quidditcha.
- Kochał go bardziej ode mnie – stwierdziła Szatynka.
Rudowłosa wzruszyła ramionami.
Dorcas wypięła jej język (tak by jej przyjaciółka tego nie zauważyła) i wróciła na łóżko.
Może i jest lekko wymagająca co dla chłopaków, ale przecież muszą być na poziomie.
Paul naprawdę myślał tylko o Quidditchu. No, i o swojej byłej dziewczynie, Kate. I to on z nią zerwał... Ale dziewczyna bała się to powiedzieć komukolwiek; nawet Lily.
Kilka dni po rozstaniu, Kate "pocieszyła" Krukona i znowu zostali "cudowną" parą. A Dorcas wypłakiwała sobie oczy (w nocy), a rano zakrywała cienie pod oczami, wielgachną ilością podkładu. Każdy jej mówił, że wygląda świetnie (oprócz jej krost spowodowanych alergią) i naprawdę rozkwita. To samo powiedział jej Jack.
Jack Snow, chłopak-ideał. Opiekuńczy, szarmancki, przystojny, zabawny. Generalnie miał "to coś". Był o rok młodszym Puchonem, który miał najpiękniejszy uśmiech na całej ziemi. Mimo to... Dorcas nadal czuła coś do Paula. Nie mogła o nim zapomnieć.
Jego brwi i ciemne włosy... Meadowes nadal się zastanawiała co ma ta Kate, że ona jest od niej gorsza.
Dorcas poczuła, jak z jej policzka spływa łza. Nigdy nie zapomni Paula...

James Potter  poczochrał swoje wiecznie rozwichrzone, kruczoczarne włosy i przymknął orzechowe oczy. Na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Zatrzymaj się Peter. Jesteśmy na miejscu – powiedział do skulonego, jasnowłosego nastolatka. Ten pokiwał głową i wycelował różdżką w klamkę.
- Alohomora – szepnął, a drzwi uchyliły się z cichym skrzypieniem.
Mężczyźni weszli  do środka. Rogacz zrzucił z nich Pelerynę-Niewidkę i z uznaniem pokiwał głową.
- Remus się postarał – stwierdził.
Stara sala od OPCM wyglądała na miejsce wprost stworzone na spotkania z drugą połówką. Ściany pokrywały delikatne odcienie beżu, a podłoga była lśniąca i wreszcie niepokryta kurzem. Przy wielkim oknie, zza którego widać było odległy zachód słońca, ustawiony był stolik. Na nim stało jedynie kilka świec i to właśnie on był wyzwaniem chłopców.
Delikatnie ustawili talerze i sztuczce. W pewnej odległości ustawili pojemną szafkę, w której ustawili zaopatrzenie  na wieczorne spotkanie.
- Czuję, że dzisiaj wszystko jest idealne – rzekł cicho James.
- Pewnie, że tak – przytaknął Peter – W końcu ci pomagaliśmy. A Huncwotom wszystko się udaje.
Potter obrócił się do przyjaciela i poklepał go po ramieniu.
- Ależ my się zmieniliśmy – powiedział z wolna – Już nie jesteśmy tacy sami.
W tym momencie do starej klasy wpadli roześmiani Syriusz i Remus.
- Zgadnijcie co się stało – zawołał entuzjastycznie Łapa.
- Snape złamał nogę? – zapytał niepewnie Glizdogon.
- Lepiej – wtrącił Lunatyk i podał Jamesowi czerwoną różę.
- McGonagall nas przyłapała na zabieraniu tego kwiatka ze szklarni, a gdy powiedzieliśmy jej o co chodzi, żeby uniknąć szlabanu – przerwał by podnieść napięcie – dała nam to...- Black szybkim ruchem wyjął zza szaty butelkę wina i elegancko postawił ją na stole.
- Dała wam alkohol? – spytał niedowierzająco Potter, na co Remus pokiwał głową.
- Powiedziała, że to ulubione wino twojej wybranki – powiedział. – Czerwone, półsłodkie.
James podrapał się po głowie.
- Zaraz – powiedział z wolna i odwrócił się w stronę Syriusza. – Czy ty nie mówiłeś, jak to ona uwielbia białe wino?
Black prychnął, choć minę miał nie tęgą.
- Mówiłem – odpowiedział lekko skruszony. - Ale... James, wiesz jak ja nie cierpię tej Sztywniary! Nie mogłem z nią rozmawiać!
Remus pokręcił głową i szepnął coś do Petara. Po chwili obaj opuścili pomieszczenie.
- Prędzej strzeliłbym w nią jakąś klątwą – zawołał Syriusz. Przywołał z szafki biały trunek z winogron i go otworzył.
- Czy ty nie rozumiesz, że mi na niej zależy? - zapytał wkurzony James. - Nie widzisz, że to miłość mojego życia?
Black wzruszył ramionami. Napił się słodkiej substancji, a kiedy ją odstawił, spojrzał na nią z obrzydzeniem.
- Tak bardzo ci się podoba, że napiłbyś się z nią tego świństwa?
Potter pokiwał gniewnie głową.
- Nie masz prawa jej dokuczać – oznajmił wściekły. - Chcę, żeby w końcu czuła się przy mnie swobodnie i pewnie siebie. Nie ze świadomością, że mój przyjaciel na nią nawrzeszczy.
Syriusz usiadł na podłodze. Przeczesał swoje włosy dłonią.
- Wiesz co? Widzę, że dla ciebie ona jest ważniejsza od nas – Podrapał się po szyi. – Od Huncwotów...
Potter westchnął ciężko. Usiadł obok naburmuszonego przyjaciela. Oboje unikali swego spojrzenia.
- Nie...– Potter spróbował załagodzić sytuację. – Jest tak samo ważna... jak wy.
Uśmiechnął się do Łapy, a ten zamknął oczy.
- Naprawdę, tak ci na niej zależy? – zapytał Syriusz ze spuszczoną głową.
James spoważniał. Czy zależy mu na dziewczynie, która odrzucała jego zaloty przez dwa lata? Dziewczynie, która kiedyś przyjaźniła się z jego wrogiem?
Przecież nie podrywałby ją przez taki szmat czasu, gdyby nie byłaby dla niego ważna.
- Zależy mi na niej, jak na żadnej innej kobiecie – odpowiedział pewnie Rogacz. - Kiedyś zrozumiesz, jak to jest.

poniedziałek, 31 października 2016

Prolog



Siedzi w podartych łachmanach, zwisających na jego wychudzonym ciele. Nie pamiętając niczego, trzyma się kurczowo jednej myśli. Jest niewinny. Bo nigdy nie zdradziłby przyjaciół...
Dotyka swych bladych, krwawiących warg. Tak dawno na jego wyniszczonej twarzy nie zakwitł żaden z czarujących uśmiechów. Tyle czasu minęło odkąd ostatni raz się zaśmiał...
Nie było dnia w którym nie myślałby o Jamesie.
Jego wzrok spoczął na małym zdjęciu, na którym widniała młoda para z dzieckiem. Miał je ze sobą, kiedy po niego przyszli.
Tak strasznie teraz żałował swojej nienawiść do Lily. Kobiety, która okazała się najlepsza ze wszystkich. Kiedy zobaczył, że dla rodziny jest zdolna do wszystkiego...
Syriusz westchnął.
Lily uważała, że on również należy do ich rodziny. Wybaczyła mu te wszystkie lata kłótni. I wtedy przejrzał na oczy.
Zrozumiał, dlaczego James tak ją ubóstwiał.
Ponieważ wtedy sam ją pokochał.
Jak najjaśniejszą z gwiazd...